sobota, 2 czerwca 2012

Perfect weather + day off :)

Dżem dobry! ;) na początek Edyta Bartosiewicz i "Skłamałam" baaardzo lubię <3
Eh.. dziś pozwoliłam sobie troszkę dłużej pospac - day off ;)
Ok godziny 7, gdy się przebudziłam - słonce świeciło pięknie!!! Później już troszczkę gorzej, choc dla mnie to i dobrze ;) Naszczęście nie padało przez cały dzień :)
A na szczęście bo dziś wybrałam się do Settle, oddalonym o jakies 6 mil tj jakies 10km, (OCZYWIŚCIE na rowerze ;) ) W Settle, Market Day ;)


W drodzę powrotnej zachaczyłam prze Giggleswick, do Austrick, i znowu Clapham, razem wszystko ok 16, 17 mil jak liczyłam tj jakies 27 czy 29 km. O dziwo wracając chciałam więcej - nie wiem czemu ale baaardzo dobrze mi się tu jeździ na rowerze... natomiast teraz jestem wykończona - i przypuszczam, że zaraz... do spania ;)
Mała porcja zdjęc (dziś niestety z telefonu tylko :( )
i ŻYCZĘ DOBREJ NOCY I UDANEJ NIEDZIELI! ;)










środa, 30 maja 2012

pech.

Hi!
Na wstępie chciałam zaznaczyc, że jednak ktoś mnie odwiedza...

Mam nadzieję, że to jednak nie są wejścia tylko i wyłącznie przez przypadek ;)
*
*
*
Już jutro mijają równe 4 tygodnie od mojego przyjazdu... :)) Za 2 tyg. Przyjeżdża moja siostra - Aśka, narazie nie zdradzam jaki mam plan na jej "weekend w Anglii" :P
Po jej wyjeździe zostanie mi tu zaledwie 4 dni pobytu.... CZAS LECI TAK SZYBKO!!!!
A propos dostałam propozycje kolejnej rodziny...  z Leighton Buzzard, to jest jak patrzyłam nie całą godzinę drogi pociągiem od... LONDYNU! byłoby super... Bo jednak.. byc w Anglii i nie zobaczyc Londynu. Ale to się jeszcze wszystko okaże mam nadzieje, jak najszybciej bo jednak chciałabym wiedziec... dziś rodzina miała do mnie dzwonic, i strasznie nie lubię takich sutuacji, bo ja jednak czekam, denerwuje się a tu NIC. CISZA. Ale może np. coś się stało etc. meil do mojej Agencji juz poszedł także mam nadzieje, się jutro dowiedziec o co chodzi... :) (oby się nie rozmyślili :P) 
Swoją drogą mam nadzieję, że mój pech już minął,... a miałonowicie...  w Poniedziałek spadłam ze schodów.... nie wiem jak się to stało... ale do tej pory strasznie boli mnie kośc ogonowa... Najgorzej kiedy np kładę Harriet na popołudniową drzemkę, czy wieczorem ja karmię, i muszę ja później z powrotem położyc do łóżeczka... O ZGROZO. ból niesamowity. Ale na szczęście to tylko chwila i zaraz mija...
Kilka ładnych lat temu, standardowo chodziłam z siostrą po drzewach i spadłam... dokładnie ten sam ból, z tym, że wtedy nie mogłam się podniesc z łóżka przez 2 tygodnie... Tym razem na szczęście jest inaczej. Swoją drogą gdybym była w domu to co innego, a jednak jestem w obcym Kraju, u obcych ludzi... i to w pracy. EH.
*
*
*
Liczę na ładną pogodę w weekend (ładna znaczy bez deszczu), mam zamiar wybrac się na rowerze do Settle, ale... jeśli będzie lało... szczerze nie wiem co będe robic.. po za tym najpierw w sobote mam w planach się wyspac, a tym czasem... zdjęcia z dzisiaj i dobranoc! :)) 



niedziela, 27 maja 2012

Flaga na maszt. ROWER jest NASZ! :)

...rower jest wielce OK, Rower to nasz świat. :)
Witam po weekendzie ;) Mam nadzieje, że minął Wam miło :)
Ja osobiście wczorajszy dzień spędziłam aktywnie (eh dzisiaj jestem wykończona!).
Z rana pojechałam do Clapham tj ok 2,5 mili (jakieś 4km), objechałam calą wioseczkę, swoją droga bardzo ale to bardzo urokliwą, noi w planie miałam spotkac się z Jolą w Bentham. Miałam jechac pociągiem... ale patrząc na tabliczkę "BENTHAM 5" (ok. 8,5km)
Pomyślałam... "Czemu nie?" noi wyruszyłam droga zajęła mi o dziwo stosunkowo mało czasu.
Z Bentham wyruszyłyśmy do Wray - ok 5mil, i z powrotem :)
Słońce grzało nieziemsko... dlatego też moja twarz i ręce trochę na tym ucierpiały..
Choc nie wiem czy ktos mi w to w ogóle uwierzy - "Opaliłam się w Anglii" haha :) Krainie wiecznych deszczy :)
Choc grzało, to wiatru nie brakowało - i to był ogromny plus :) Wycieczka bardzo ale to bardzo udana, nie musisz nic wydac, a aktywnie spędzasz czas, dla zdrowia i urody :)
Naszą wycieczkę zakończyłysmy piwkiem w pubie w Bentham, btw nigdy nie piłam piwa z sokiem pomarańczowym - POLECAM! ;)
Ja niestety miałam jeszcze trochę km do zrobienia w drogę powrotną, dlatego też (z racji, ze była już godzina 20) zdecydowałąm się na powrót pociągiem... no ale niestety ze stacji do "domu" mam jeszcze ok 2,5m. więc kolejne 4km.... razem podsumowując cała trasa wczorajszego dnia to ok 20,7 mili, tj jakies 34/35km :)
Jestem z siebie bardzo zadowolona, moim rekordem było bodajże 25km :P Więc wczorajszą wycieczką przeszłam sama siebie :)
Baaardzo zadowolona i bardzo zmęczona, zaprezentuję kilka małych fotek :)
Pozdrawiam i życze udanego tygodnia!!!! :)
*
*
*
 Zawsze i wszędzie - zdjęcia stóp :)
Kościółek w Clapham.
Zastanawiajace - przy każdym z kościołów mały cmentarz, i to zapewne baaaaardzo stary.

 Mały, zauważony przypadkiem wodospad w Clapham :)


Zieeeelone okolice :)

Nie mam zielonego pojęcia jak się nazywają ale... są piękne :)

środa, 23 maja 2012

sunny days.

To aż niesamowite.... przyjeżdżając tutaj byłam pewna, że napotkam taką pogodę jak kocham, czyli wietrznie zimno etc. a tutaj... od kilku dni, (i zapowiada się jeszcze na następne kilka), pięknie słonecznie, CIEPŁO :[ OCH...
słonecznie OK. ale nie cierpię ciepła... gorąca. duszności... to tylko wprawia mnie w zmęczenie, gorszy humor etc. tak więc... czekam znowu na zimny angielski wiaterek <3
powracając do mojego przeziębienia... dziś czuje się o niebo lepiej... choc do połowy dnia było tak sobie... katar oczywiście dalej pozostał, ale oprócz tego wszystko raczej ok,(zwykłe osłabienie)
 niestety... jak ja OK, tak mała wzięła choroba, mam tylko nadzieję, że to faktycznie przez ząbkowanie... nie, że zaraziła się ode mnie... choc w sumie wczoraj nie miałyśmy raczej kontaktu ze sobą...
eh. DO TEGO JESZCZE TA POGODA.... gdyby chociaż na polu było chłodniej.

Jak to ktoś mi kiedyś mówił  "Sen jest najlepszym lekarstwem na wszystko." :)
   


  ***
Powoli zaczynam odliczac czas powrotu do domu, choc sama nie znam jeszcze konkretnej daty.... tutaj jestem jeszcze 4 tygodnie (tak 3tygodnie mijają jutro), nie będę absolutnie narzekac bo rodzina mi się trafiła jak złoto... ale bądź co bądź "dom jest dom" :) i powoli (choc to i tak późno), zaczynam tęsknic, za domem, za miejscami, za wszystkimi... 4 tygodnie to nie wiele... ale jeśli pojadę gdzieś dalej i będę wracac dopiero na początku sierpnia... a mamy dopiero koniec maja... NIE WYOBRAŻAM SOBIE. ale z drugiej strony to minie ani się nie obejrzę ;) a przemiło będzie wrócic :) chyba najlepiej jest nie myślec, nie analizowac, po prostu iśc przed siebie z podniesionym czołem :) 
brudne okulary. świecący nos. każdy włos w inną stronę.
This is England ;) ( swoją drogą bardzo polecam film :P )
Życzę dobrej nocy! ciao!!! :)
 

wtorek, 22 maja 2012

zmiany pogodowe.

Witam, tak jak w tytule... przed wczoraj zimno jak nie wiem,,, wczoraj i dzisiaj po ok 25stopni, i słoneczko.. i może właśnie dlatego, właśnie kończy się jeden z moich gorszych dni tutaj...a mianowicie - choroba.!!!
Wczoraj zaczeło się od zwykłego kataru, (trzymałam tylko kciuki, żeby to nie była alergia), połowę nocy nie przespana... i czułam się strasznie... spałam prawię cały dzień, strasznie mi głupio, ze względu na małą.. ale myśle, ze to i nawet lepiej, gdyby Ona miała się zarazic...
Teraz czuję się juz lepiej... chociaż niesamowicie słabo... zaraz kładę się z powrotem spac, zeby jutro byc na nogach w pełnej gotowości...!
Właśnie takie dni są najgorsze... kiedy czuję się strasznie, i chciałabym byc w domu... kiedy nie mam z kim pogadac nawet.... ALE to minie. Mam nadzieje, że jutro obudze się z innym nastawieniem i uśmiechem na twarzy... w końcu jestem tu dopiero niecałe 3 tyg. :)

OCh zapomniałabym.... dziś dostałam od siostry filmik - Julcia chciała mi napisac meila!!!
 

P.S. Ponoc ostatnio "trzepie" sie tak, gdy się cieszy :)) 



sobota, 19 maja 2012

piątek, 18 maja 2012

Very windy.

Hi!
Szczerze powiedziawszy to nie wiem nawet, czy ktoś czyta moje bzdury, ale... jak nie dziś to może jutro, a jeśli nie jutro to... chociaż ja będę miała jakąś pamiątkę :)
Piątek! Koniec kolejnego tygodnia... i wydaję mi się, że jakby mniej spełniam swoje obowiązki niż w tamtym tygodniu... to dziwne - jestem bardziej zmęczona. Od poniedziałku muszę się poprawic! W końcu... po to tu jestem! :)
Jak pogoda w Polsce?? Dziś rozmawiałam z Kubą (moim, już narzeczonym :P), ponoc dochodzi do ok 20C... ah! Kiedy wyjezdżałam wszyscy mówili mi, "TAM CIĄGLE LEJE I ZIMNO!" ano może i trochę zimno, (choc wolę taką pogodę niż ukrop), ale przez pierwszy tydzień było naprawdę baaardzo dużo słońca, ale co jak co pogoda tu jest strasznie zmienna, np. rano słonecznie, później deszcz, później znowu słonecznie, później pochmurno i niesamowity wiatr, aż na wieczór deszczyk ze słońcem... przy takiej pogodzie nawet nic sobie nie można zaplanowac... szkoda.
Zdjęcie zrobione dzisiaj gdy czekałam na chłopców, wracających ze szkoły... NIESAMOWITY WIATR!!!
Myślę, że to tyle na dziś... jutro może troszkę obszerniej... po powrocie z Morecambe :)

Morecambe – miasto w Wielkiej Brytanii. w Anglii w hrabstwie Lancashire. Położone jest w obrębie miasta Lancaster nad zatoką Morecambe Bay. Miasto liczy 45 000 mieszkańców[1].

Historia

Miasto powstało z połączenia w roku 1889 trzech wsi: Bare, Poulton-le-Sands i Torrisholme[2]. W okresie przedwojennym, jak też powojennym, miasto było ośrodkiem wypoczynkowym. W latach 1956-1979 wybierano tu Miss Wielkiej Brytanii[3]. W ostatnich latach miasto przeżywa regres[4].
Tak więc życzę dobrej nocy, i miłęgo czytania! :)


czwartek, 17 maja 2012

"No thank You", "Yes, please"

Hello!
DZISIAJ DOKŁADNIE MIJAJĄ DWA TYGODNIE OD MOJEGO PRZYJAZDU!!! (a czuje jakbym tu była już pół roku [to chyba dobrze?]), czuję się tu bardzo dobrze, i mam nadzieję, że spełniam swoje obowiązki etc :)
Po raz drugi już dziś... krótki wątek a propos zwrotów... Pierwsze dwa dni, czy ktoś zapytał mnie o kawę czy herbatę, odpowiadałam po prostu "Yes", lub "No", później Karol Ann zwróciła mi uwagę, że na wszystko i do wszystkiego, na herbate, obiad, drzwi etc odpowiadamy "No thank you", (No, thanks), lub "Yes, please"... U nas tego nie ma...  a szczerze powino byc, trochę wiecej KULTURY! :))
Chciałam również poruszyc wątek a propos np herbaty, wcześnije jeśli w ogóle piłam to zwykła lub owocową z cukrem... a teraz gorzką z mlekiem i... PYCHA! (typowa angielska herbata :))
 zawsze myślałam.... o feee.!
I jeszcze jedna rzecz której zawsze chciałam spróbowac... BEKON. mniam :)

OCH! Zapomniałam dodac... jest tu także uroczy kot, nazywa się Abby (chyba dobrze napisałam :)), praktycznie na cały dzień wychodzi na pole... i odkąd tu jestem przyniosła już chyba dwie myszy.. "w prezencie", podziękowaniu. Natomiast dziś przeszła samą siebie.... przyniosła, jeszcze na w pół żywego królika!!!! Obrzydliwe... a za razem uroczę, jak zwierzę potrafi wdzięcznie podziękowac za opiekę na nim...!!
DO usłyszenia!! ;)

polskie racuchy, i codzienna poranna udręka.

Witam!

Dosc szybko powstaje kolejny post, mam trochę do poopowiadania więc... może zacznę od wczorajszych polskich racuchów... Postanowiłam na lunch przygotowac cos polskiego... Karol Ann i Mark, byli wniebowzięci! Jak na polską kuchnię wyszły trochę bez smaku (może to przez to, ze dałam za mało jabłek, moja babcia daje mase!) ale zauważyłam, przez ten okres, ze większosc potraw angielskich zawiera w sobie jedynie szczypte soli i pieprzu... więc jak najbardziej moje małe placuszki były pod ich kuchnie :))

                                ***
Chciałam też nawiązac do poranków... Na początku to ja wstawałam do małej, dawałam jej mleko, ubierałam etc. Teraz wystarczy, że wstanę ok 7, Karoll Anne karmi mała, bawi, ja muszę dac małej śniadanie... i tu jest udręka!!!!
Przy każdym posiłku musi miec cos w rękach... czy to zabawka.. czy jakies ciastko... bez tego nie zje.. pomijają fakt, ze tak czy tak jedzenie może byc wszędzie jeśli jej nie pilnuje... Moim skromnych zdaniem... dają jej zdecydowanie ZA DUŻO! Wczoraj widziałam zdjęcia, gdy była mała... CHUDZINKA!  a teraz... mały pączek, przy chłopcach, bliźniakach, którzy kończą teraz roczek... wygląda na starsza :)) no cóż... ja jestem tu po to żeby dawac jej to jedzenie i zajmowac się Nią, nie by wychowywach i pouczac rodziców :)

O! chyba koniec porannej dżemki... czas na zabawe ;)
Pozdrawiam i do usłyszenia! :)
P.S. w weekend prawdopodobnie wybiorę się do Morecambre, Jeśli Tylko Jola (au pair, z Bentham) nie będzie dała rady, wybiore się sama!



środa, 16 maja 2012

HELLO!!!


Witam! Welcome!
Mam na imię Agnieszka, mam 22 lata, pochodzę z Wadowic, małego miasteczka ok 50km na południe od Krakowa :)
Może zacznę od mojego ostatniego bloga... SERDECZNIE ZAPRASZAM:
http://abwadowice.blogspot.co.uk/
co jakisz czas, choc przyznam, że bardzo rzadko udostępniam tam jakieś fotografie, w formie pasji, jak i pracy.
Ale nie o tym miałam pisac... Ostatniego bloga z prawdziwego zdarzenia prowadziłam w czasach gimnazjum, mając 14/16 lat. Teraz wyjeżdzając do UK jako Au Pair, przed wyjazdem przeglądałam masę blogów au pair w różnych krajach na Świecie, i pomyślałam... czemu nie. Po przyjeździe natomiast w ogóle o tym nie myślałam dopóki moja Host Mother - Karol Ann, nie zaczeła opowiadac o swoim blogu, etc. :)
I tak... zaczynam. W UK będe tylko... albo aż 3 miesiące, natomiast przygody życia nigdy się nie kończą :)

                                                                            ***
Jestem tu dokładnie od 3 maja ok godziny 22, czasu brytyjskiego, czyli już jutro mija dwa tygodnie :)
Pierwsze kilka dni tj weekend, rodzina pokazywała mi jak będą wyglądac moje obowiązki, zadania... i czas wolny :)
Moja Host Mother - Karol Anne, przemiła, ciepła i urocza osoba.
Mój Host Father - Mark, zabawny gośc, który zawsze (po za pracą) jest chętny do pogawędek, bardzo kocha swoją rodzinę (to aż bije po oczach :))
Dzieci: Jack-7lat, Toby-5 lat, moim obowiązkiem jest jedynie przygotowac im śniadanie, zaprowadzic na autobus, to tyle... są cały dzień w szkole. Ze szkoły zabiera ich Mark, popoludniowa zabawa, kolacja (którą za zmiane przygotowuje ja i Mark) i do spania.
Noi... Harriet 7 miesięcy (w przyszłym tyg.) mój cały czas pracy :))
od rana ok 7, do wieczora ok 18, w przerwach gdy mała śpi robię pranie, sprzątam, coś ugotuje etc.
Karoll Ann, 8 maja miała operację nogi, teraz chodzi w olbrzymim, i jak mniemam ciężkim gipsie... dlatego pomagam jej jak tylko umiem, na szczęście ma także kochającego męża :)
Wydaję mi się, że miałam BARDZO DUŻO szczęścia trafiając na taką rodzinę jak ta... naprawdę bardzo mi się udało!!! POLECAM!
Oh byłabym zapomniała... mój język jest / był taki sobie, rozumiałam prawie wszystko, natomiast sama wiele powiedziec nie umiałam... po dwóch tygodniach pobytu, mogę normalnie siąsc i porozmiawiac, (oczywiście jeszcze nie tak jakbym chciała), noi.... POZNAŁAM MASE NOWYCH SŁÓW, żadna szkoła językowa tego nie zapewni... gwarantuje :)
OK myślę, że na dziś to tyle, w miarę możliwości i wolnego czasu postaram się uzupełniac bloga, uzupełniac kreatywnie, nie zanudzac ;)
Poniżej wklejam zdjęcie z dzisiejszego spaceru z Harriet z Pozdrowieniami!!! :)